Ten tort od samego początku miał wysoką poprzeczkę. Po pierwsze - drugi duży (45 porcji) na ten sam dzień. Po drugie - orzechowy, jeszcze tego smaku nie robiłam, jest gorąco (35 st.), orzechy są ciężkie, wszystkie przepisy jakie znalazłam to kremy na maśle (to nie moja bajka). Po trzecie - cętki, Afryka, lew, pustynia i takie tam, jak to ogarnąć??????
Trudności są po to by je pokonywać
A więc na brak fantazji moja córka nie może narzekać, znowu musiałam ją pohamować :)
Sąsiedzi też mają lodówki, a że mam dobrych sąsiadów.... :)
Kremy sobie sama wymyśliłam. Jeden był o smaku orzechowej czekolady, a drugi z orzechów włoskich. Obydwa zrobiłam na serku mascarpone i bitej śmietanie, więc ciężkie nie były :) (w tym orzechowym się zakochałam) :))
Do tego upiekłam trzy różne biszkopty czekoladowy, orzechowy i jasny i w tej kolejności począwszy od dołu je przełożyłam najpierw kremem czekoladowym a potem orzechowym.
Malowanie zachodu słońca kolorową śmietaną na białej było...... trudne. Efekt na żywo był lepszy. Kiepski ze mnie fotograf.
Wycięcie Afryki z lukru... spoko :), ale wycięcie wszystkich elementów lwa.... dobrze że moje dziecię jest baaardzo cierpliwe i precyzyjne
Po tym wszystkim cętki to już była zabawa ;)
Ojej ale się rozpisałam, jak nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz